Czy wędrowanie „bez śladu” jest w ogóle możliwe?
Jan Krzeptowski-Sabała: Myślę, że leave no trace (z ang. nie zostawiaj śladu, koncepcja zminimalizowania wpływu człowieka na środowisko naturalne, szczególnie podczas biwakowania i wędrówek) to niedościgniony ideał, tak jak zero waste. Nie chodzi o to, żeby rzeczywiście od razu osiągnąć taki poziom i wyzerować nasz wpływ na środowisko, tylko, żeby starać się go zmniejszyć. Jeśli zmniejszymy go o 30% czy o połowę, to już będzie wielki sukces.
Od czego zacząć?
Nie da się ograniczać naszego wpływu na naturę, nie będąc świadomym pewnych rzeczy. Nawet jeśli mamy dobre chęci, a brakuje nam wiedzy, po prostu nie będziemy się odpowiednio zachowywać.
Zastanówmy się w takim razie, co powinniśmy wiedzieć?
Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że oddziałujemy na dziką przyrodę na kilka sposobów – wprost, na przykład schodząc ze szlaku i wydeptując rośliny, ale też z dużo większej odległości – hałasem, zapachem, poruszaniem się w takich porach dnia czy roku, kiedy zwierzęta są bardziej wrażliwe. To nie jest łatwo widoczny wpływ, np. nie zobaczymy, że spłoszyliśmy zwierzę, bo ono może być w pewnej odległości od nas. To jest dla mnie równie ważne, a może nawet ważniejsze, niż choćby pozostawianie śmieci na szlaku.
Jak ograniczyć ten mniej widoczny a ważny wpływ?
Najważniejsza zasada jest taka, żeby trzymać się tych miejsc, które są wyznaczone dla turystów. Mamy szlaki rowerowe, piesze, punkty widokowe. Jest cała infrastruktura, która pozwala wejść w teren, coś zobaczyć. Ona też zwiększa bezpieczeństwo, bo są barierki, łańcuchy, różne rozwiązania w zależności od terenu. Trzeba mieć świadomość, że rolą tej infrastruktury jest też skupienie ruchu turystycznego, żeby te tysiące osób, nie wędrowało każda swoją ścieżką, nie rozdeptały całego terenu, nie spłoszyły wszystkich zwierząt w okolicy.
To ważne, żebyśmy byli skoncentrowani w wytyczonych miejscach, bo tak naprawdę korzystamy z tej samej przestrzeni, co zwierzęta. Nieważne, czy jesteśmy w Tatrach, w Beskidach czy nad Biebrzą. Chodzi o to, żeby zostawić trochę przestrzeni, żeby zwierzęta mogły spokojnie żerować, migrować, polować. To się nie wydarzy, jeśli my będziemy wszędzie.
Czyli nigdy nie schodzimy ze szlaków?
To, że chodzimy po szlaku, oznacza dosłownie, że chodzimy po szlaku – nie w jego sąsiedztwie... To jest konkretna ścieżka, szeroka na metr, dwa, czasami szersza droga z jakimś odwodnieniem, z oznakowaniem. I to wszystko zabezpiecza roślinność dookoła. Nasz wpływ to rozdrapywanie wierzchniej warstwy w lesie lub na łące i odsłanianie gleby. Wtedy zaczyna się erozja, działa woda wiatr, silny mróz – różne naturalne procesy, które niszczą ten teren.
Nasza wygoda nie jest najważniejsza...
Ludzie czasami odchodzą gdzieś w bok, żeby zrobić zdjęcie, chcą ominąć błoto, nie chcą iść po kamieniach, szczególnie kiedy są zmęczeni pod pod koniec wycieczki. Jeden turysta oczywiście nie jest problemem, ale ludzi przybywa, w szczycie sezonu w niektórych miejscach mamy masowy ruch, więc ten niewielki pojedynczy wpływ trzeba pomnożyć razy 1000 albo nawet 10000. To ważne, żeby nie myśleć o danym zachowaniu tylko w swoim kontekście, ale w kontekście dużej grupy ludzi.
Na co jeszcze powinniśmy zwrócić uwagę?
Następna sprawa to kwestia naszego stosunku do dzikich zwierząt. Nie możemy ich traktować jak zwierząt w zoo, zwierząt domowych, bo one funkcjonują inaczej. Nie potrzebują naszego jedzenia, doskonale sobie radzą. Dokarmiając je, powodujemy niekorzystne zmiany – zwierzęta tracą naturalny lęk przed człowiekiem. Zamiast szukać jedzenia w lesie, schodzą w sąsiedztwo szlaków, blisko budynków. Pytanie, czy to wciąż są dzikie zwierzęta? Poza tym to może być niebezpieczne dla nas – jeśli oswoimy lisa, to może mniejszy problem, ale jeśli oswoimy niedźwiedzia…
Najlepiej jest kiedy zwierzęta mają jak najmniejszy kontakt z człowiekiem, kiedy jak najmniej wtrącamy się do ich świata.
To ma też znaczenie przy robieniu zdjęć.
Tak, bo chcemy zrobić portrety, a bez teleobiektywu, lornetki, lunety nie da się bezpiecznie podglądać zwierząt. Więc z jednej strony nie trzeba pomagać, ale też nie można płoszyć zwierząt podczas obserwacji. To one są u siebie. Miejmy też świadomość, że one żyją w innym rytmie rocznym i dobowym niż my. Dla nich noc to czas dużej aktywności, a dzień – odpoczynku. Jeśli będziemy biwakować w niedozwolonych miejscach, chodzić na wycieczki na wschód słońca, na zachód słońca, na nocne eskapady, to wtedy 24 godziny korzystamy z danego terenu, więc pytanie, kiedy zwierzęta mają z niego korzystać?
Kolejna sprawa?
Śmieci. To ogólnopolski problem, nie tylko turystyki i nie tylko obszarów chronionych, na pewno brakuje nam jeszcze kultury ekologicznej, żebyśmy starali się na większą skalę zmniejszać ilość śmieci, którą produkujemy. Dobrze jest segregować, wspierać recykling. No i rzeczywiście nic po sobie nie zostawiać.
Czasami ludzie się dziwią, że w parku Narodowym nie ma koszy na śmieci.
Myślę, że dużo większym problemem jest to, że ludzie ignorują pewne rodzaje śmieci. To znaczy uważają, że niektóre rzeczy mogą zostawić, bo one nie szkodzą. To dotyczy na przykład resztek jedzenia, ogryzków, skórek po bananach… Ludzie sądzą, że takie odpadki się szybko rozłożą i świadomie je zostawiają. Tymczasem rozkład zajmuje miesiące czy lata, a poza tym resztki pachną i przyciągają dzikie zwierzęta. To jest nieświadome dokarmianie. I tu też mamy problem skali. Jeden ogryzek nie jest tragedią, ale jeśli mamy miejsce, gdzie zatrzymują się turyści przy popularnym szlaku, to wokół powstaje śmietnik z resztkami.
Niektóre zwierzęta mają bardzo dobry węch i wyczują go z setek metrów, kilometra, a jak już się przyzwyczają, to potem szukanie śmieci staje się nawykiem. Zwierzęta „idą na łatwiznę”, starają się zdobyć pożywienie jak najmniejszym kosztem energetycznym. Ale to im szkodzi. Bardzo często to nie jest jedzenie, które powinny jeść. Powoduje też utratę naturalnego lęku przed człowiekiem.
Wszystkie ogryzki i naturalne odpadki zabieramy ze sobą.
Druga sprawa to drobne śmieci, np. niedopałki papierosów. Są szkodliwe, bo też się długo rozkładają i mamy miejsca przy szlakach, gdzie jest ich sporo. W niedopałku jest nikotyna, która jest naturalnym środkiem owadobójczym, więc jeśli deszcz ją wypłucze, szczególnie w miejscu, gdzie petów jest dużo, to zanieczyszcza wiele litrów wody lub gleby i zabija mikroorganizmy.
Mały śmieć może być dużym problemem, więc tu zasada powinna być jedna, żeby dosłownie nic po sobie nie zostawiać i też starać się nie gubić, bo część śmieci ludzie gubią.
Co poza tym?
Kolejna historia to ogień – kuchenki turystyczne, ogniska, pochodnie... To daje fajny klimat i oczywiście używane bezpiecznie nie jest zagrożeniem, natomiast używane lekkomyślnie może być zagrożeniem ogromnym. W Polsce w wielu obszarach leśnych mamy problem z zagrożeniem pożarowym. Bardzo przesycha ściółka lasu, głównie w lasach sosnowych i świerkowych. Ogień potrafi tam zniszczyć duże obszary, jeśli go nie upilnujemy. To jest też kwestia bezpieczeństwa innych ludzi.
Z ogniem wiąże się biwakowanie.
Tu jest podobna historia do chodzenia po szlakach. Pola biwakowe koncentrują ludzi i zwierzęta wiedzą, że my tam jesteśmy. Mają swoje ścieżki, które omijają takie miejsca. Natomiast jeśli będziemy biwakować w rozproszeniu, na pewno stres zwierząt będzie dużo większy.
Starajmy się wybierać miejsca, gdzie teren jest przygotowany do biwakowania, a jeśli to jest w lesie, wybierzmy miejsce, gdzie jest mniej roślinności. Można też czasami namiot zastąpić hamakiem, to bardzo zmniejsza wpływ na podłoże.
No i z tymi naszymi wszystkimi aktywnościami, wędrówkami, biwakowaniem jest związana kwestia toalety.
Temat pomijany...
Najlepiej skorzystać z toalety w schronisku lub gdzieś przy parkingu, z tych miejsc fekalia są zabierane albo oczyszczane i to bardzo zmniejsza nasz wpływ na środowisko, ale nie zawsze jest taka możliwość.
Co jeśli jesteśmy w terenie bez takiej infrastruktury?
To jest wiedza, której strasznie w Polsce brakuje, nawet wśród ludzi sporo czasu spędzających w lesie. Jak zrobić kupę w terenie?
Najczęściej ludzie szukają miejsca, gdzie nie będzie ich widać, załatwiają się i przyrzucają to jakimiś liśćmi i już. Zostawiają do tego papier toaletowy, chusteczki nawilżane. Efekt jest taki, że potem to brzydko pachnie, szczególnie kiedy jest ciepło. Potem woda to wszystko spłukuje i w ten sposób możemy łatwo zanieczyścić źródło wody, strumień, zbiornik wodny.
Jak powinniśmy się zachować?
Najważniejsza zasadą jest taka, że kupę trzeba zakopać. Nie musimy mieć łopaty albo saperki jakiejś, chociaż ja akurat taką małą mam, ale w lesie znajdziemy patyk albo kamień. Rozgrzebujemy ściółkę i warstwę mineralną gleby, do dołka się załatwiamy, tam dajemy papier toaletowy i wszystko zasypujemy. Wtedy nasze odchody mają kontakt z glebowym mikrokosmosem i rozkład będzie następować szybko. Miejsce powinno być oddalone o kilkadziesiąt metrów od najbliższej wody, ale też trochę oddalone od szlaków turystycznych.
Bywają takie sytuacje, gdzie gleby nie ma, np w jaskiniach. Wtedy nie ma innego wyjścia, tylko trzeba wynieść nasze odchody. Służą do tego specjalistyczne worki toaletowe.
O czym jeszcze warto wspomnieć?
Zasady leave no trace mówią też o tym, żeby szanować innych użytkowników terenu. Czyli przede wszystkim nie hałasuję, nie zostawiam po sobie żadnych śladów, nie zmieniam miejsc, które odwiedzam, bo inni też chcą się nimi cieszyć.
Jeśli ktoś robi coś złego, zwracajmy uwagę, bo nigdy nie rozwiążemy pewnych problemów, jeśli będziemy przymykać na nie oczy. Dopiero kiedy ludzie poczują, że pewne negatywne zachowania nie są akceptowalne, zmienią się. Poza tym wiele osób robi różne rzeczy nieświadomie, po prostu nie wiedząc albo nie rozumiejąc zasad. Warto wytłumaczyć, bo nie chodzi o to, żeby ludzi straszyć mandatami, tylko mówić o konsekwencjach danego zachowania dla otaczającego nas świata.
To ważne, żeby mieć świadomość, że te zasady zostały sformułowane z myślą o przyrodzie, a nie po to, żeby nam utrudniać życie.
Niektóre rzeczy na pierwszy rzut oka nie są oczywiste, jeśli nie mamy wiedzy przyrodniczej. Ludzie się czasami dziwią, dlaczego u nas w Tatrach jest wiele tak ścisłych przepisów, które w innych parkach nie obowiązują – może dlatego, że u nas są niedźwiedzie? Jest pewna lokalna specyfika i to też jest ważne, żeby wybierając się w dane miejsce, poznać lokalne zasady, one nie są uniwersalne.
Poza tym są różne formy ochrony przyrody, to w ogóle nie musi być teren chroniony, przecież przyroda jest wszędzie i wszędzie pewne zasady obowiązują np. te, które wynikają z leśnych przepisów.
Tu się pojawia ważny temat wychodzenia z psem do lasu.
Nad tym też musimy popracować jako społeczeństwo. Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, ale nie jest przyjacielem dzikiej przyrody. Jest drapieżnikiem, który ma swój instynkt, może już czasem nie potrafić polować, ale ma zapach drapieżnika. Dzikie zwierzęta reagują na psa tak jak na inne drapieżne gatunki – jego obecność oznacza dla nich stres i ucieczkę. Jeśli bierzemy psa na wycieczkę, w miejsce, gdzie wolno go zabrać, zawsze powinien być na uwięzi. Dzikie zwierzęta wycofują się z terenów, gdzie biegają psy, a często też cierpią i giną. To nie musi być taka sytuacja, że pies zagryza sarnę, ale powoduje, że to zwierzę nie może odpocząć nie może żerować. A są okresy, kiedy zwierzęta są wyczerpane, np. wczesna wiosna. Pies nie jest wyczerpany, bo mieszka w ciepłym domu i ma jedzenie... On chce się pobawić, sarna może tego nie przeżyć. Przypadki drapieżnictwa też się zdarzają, nawet w Tatrach mieliśmy taką sytuację. Piesek, którego ktoś nie upilnował, zagryzł świstaka.
Chodzi też o bezpieczeństwo ludzi...
Tak, myślmy o innych użytkownikach terenu – mogą się bać, pies może im zrobić krzywdę. Uszanujmy zakazy, jeśli gdzieś nie wolno brać psa, nie róbmy tego. Tu mamy przykład tatrzański. Spotkanie z niedźwiedziem, kiedy jest się z psem, to bardzo niebezpieczna sytuacja, bo niedźwiedź czuje się dużo bardziej zagrożony, niż kiedy spotyka samego człowieka.
Jeśli ktoś szuka uzasadnienia dla tych zasad, warto poszukać w Internecie. W polskiej literaturze nie zawsze jest dużo, ale jeśli się wpisze angielską frazę „dog impact wildlife” to mamy setki artykułów naukowych z całego świata. To zostało zbadane, że w tych terenach, gdzie psy są wprowadzane luzem, aktywność dzikich zwierząt jest dużo mniejsza.
Te zasady początkowo mogą się wydawać uciążliwe, ale z czasem staną się nawykiem.
Myślę też, że o takich rzeczach trzeba myśleć na co dzień, bo my w górach, w lesie spędzamy kilka, kilkanaście dni, kilkadziesiąt dni w roku szczęśliwcy. A resztę czasu spędzamy w domu, w pracy, gdzieś w podróży. To nie powinno być tak, że nagle, kiedy jedziemy do Parku Narodowego, stajemy się na kilka dni bardziej ekologiczni, to powinno być nawykiem na co dzień. Wtedy możemy się przysłużyć nie tylko konkretnemu miejscu, ale w ogóle Matce Ziemi.
I na samo wędrowanie trzeba patrzeć szerzej, bo nasz wpływ jest nie tylko bezpośredni, kiedy jesteśmy już w terenie. Musimy się tam jakoś dostać, musimy gdzieś nocować... Starajmy się korzystać z transportu zbiorowego albo przynajmniej jechać samochodem w kilka osób. Warto wybierać kwatery, które zwracają dużą uwagę na ekologię, mają ekologiczne źródło ciepła, oszczędzają wodę. Swoimi wyborami pewne rzeczy wspieramy.