O smoku wawelskim, księciu Kraku i dzielnym szewcu
Smoki w polskiej kulturze są wyjątkiem, poza smokiem wawelskim, którego historię rozpowszechnił Kornel Makuszyński i Jan Walentynowicz w przedwojennym komiksie, ale też świetna kreskówka z końca lat sześćdziesiątych według powieści Stanisława Pagaczewskiego. Jednak historia to dużo, dużo starsza. Zapisał ją już prześwietny kronikarz Wincenty Kadłubek żyjący na przełomie XII i XIII w. Zacytujmy: „Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich”.
Myślicie, że dostojny kronikarz, zakonnik i biskup mógł kłamać? Nie napisał jednak, jak widzicie o smoku, tylko o potworze, a to zdarza się i w naszych czasach. Historię tę za Kadłubkiem powtórzył sam Jan Długosz, który nie tylko użył słowa smok, ale i podał ze szczegółami historię terroryzowania miasta przez potwora.
„Pod wzgórzem wawelskim, na którym Krak wzniósł zamek, w pieczarze zamieszkał potwór olbrzymiej wielkości, mający wygląd smoka lub gada, a dla zaspokojenia swej żarłoczności porywał bydło i trzodę, które mu rzucane, a nie przepuszczał nawet ludziom. Gdy zaś długim zmorzony głodem nie znajdował przygodnej lub podrzuconej sobie ofiary, wtedy z dziką wściekłością wypadał ze swej kryjówki w dzień biały i rycząc przeraźliwie rzucał się na najroślejsze bydlęta, konie czy woły zaprzężone do wozu lub pługa, mordował je i zabijał, a srożąc się także i wobec ludzi, jeśli nie uszli w bezpieczne, brzuch swój napełniał ich poszarpanym ciałem” – pisał.
Długosz pogłębił też historię związaną z jego pogromcami. Założenie miasta, podobnie jak Kadłubek, przypisywał Grakowi, zwanemu teraz Krakusem lub Krakiem, a który miał się wywodzić od samego rzymskiego trybuna ludowego Tyberiusza Grakchusa. I o ile Kadłubek przypisuje pokonanie smoka synom Krakusa, to Długosz definitywnie rozstrzyga, że potwora pokonał sam książę. I to w tej opowieści pojawia się podstęp z podrzuconym smokowi „ścierwem” wypełnionym „siarką, próchnem, woskiem, żywicą i smołą”. Bestia popożarła i „od żaru i płomieni trawiących jej wnętrze od razu padła i zginęła”. Krak natomiast „który swą sztuką zgładził olbrzymiego potwora, nazwany ojcem i oswobodzicielem ojczyzny”. Historię te powtarzali niemal wszyscy polscy kronikarze, którzy niewiele do niej wnosili, może poza Marcinem Bielskim, który w 1551 dodał, że smok chciał po zjedzeniu zdradliwego farszu ugasić pragnienie w Wiśle, od czego pękł. Podał nawet dokładną datę wydarzenie – około roku 700 naszej ery! W kilka lat później Marcin Kromer po raz pierwszy ośmielił się wątpić, czy smok rzeczywiście istniał, ale jednocześnie zapisał, że kryjówka smoka rzeczywiście istnieje pod Wawelem. Już wkrótce inny kronikarz, syn Bielskiego, zdemokratyzował tę historię, wprowadzając do niej szewca Skubę, który miał być pomysłodawcą zamachu na potwora. Sławy smokowi przydały powieści Józefa Kraszewskiego, Stanisława Pagaczewskiego i komiks spółki Makuszyński-Walentynowicz. Uczeni długo spierali się o pochodzenie legendy, przeważa jednak pogląd, że narodziła się ona właśnie pod Wawelem i nie jest, mimo istnienia takich wątków, zapożyczeniem biblijnym lub z kultur zachodnich. Jak więc widzicie, jest coś na rzeczy. Tym bardziej, że mamy materialne ślady istnienia i smoka – Smocza Jama i Krakusa – kopiec Krakusa (Kraka). I… co chyba najważniejsze - smokiem wawelskim nazwano także prawdziwego dinozaura z epoki triasu, którego szczątki znaleziono na Śląsku. Dla Waszych dzieci poszukiwanie w Krakowie śladów smoka będzie niezapomnianą przygodą.
Na tropach smoka wawelskiego
- Kraków, Smocza jama. Jaskinia krasowa pod Wzgórzem Wawelskim, która pełniła w dziejach różne funkcje od noclegowni dla biedoty, przez karczmę i dom publiczny. Udostępniona do zwiedzania już w połowie XIX wieku, wciąż skrywa wiele tajemnic.
- Kraków, pomnik smoka wawelskiego. Rzeźba Bronisława Chromego z 1969 roku ziejąca prawdziwym ogniem. Początkowo miała stać w nurtach Wisły.
- Kraków, Kopiec Krakusa (Kraka). Przedchrześcijański kurhan górujący nad Krakowem. Długosz pisał, że może być grobem księcia Krakusa. Jego datowanie przez część naukowców wskazuje wiek VII, a więc czas, który Marcin Bielski przypisuje incydentowi ze smokiem. Spacer na kopiec jest jednym z najpiękniejszych spacerów w Krakowie.
- Kraków, katedra na Wawelu. Mówiąc żartem, pośrednim dowodem na istnienie smoka wawelskiego są również kości prehistorycznych stworów, które zobaczyć można przy wawelskiej katedrze. Profesor Akademii Krakowskiej Marcin Fox pisał o nich, że pochodzą od „monstrualnych potworów, których gatunek wymarł”. Przepowiednia o nich jest taka, że gdyby urwał się łańcuch na którym wiszą, nastąpi koniec świata.
- Kraków. Grób kronikarza i wychowawcy synów królewskich Jana Długosza. Znajduje się w kościele świętego Michała Archanioła i świętego Stanisława Biskupa na Skałce.
O świętej Kindze, pannie gospodarnej, cnotliwej i słonym złocie
Małym był jeszcze książę Bolesław, gdy możni panowie postanowili go zaręczyć z córką węgierskiego króla Beli IV. I ona, Kingą nazywana, była jeszcze dzieckiem, roztropnym jak na swój wiek. Przybyli zatem posłowie na dwór węgierski i okazało się, że propozycja miła była i królowi, i Kindze. Bela IV szanował Polaków i nie raz zawierał z nimi sojusze, zwłaszcza teraz, gdy ziemię polską i węgierską pustoszyły mongolskie najazdy. Gdy posłowie odjeżdżali, kazał im król nasypać złota i klejnotów dla księcia Bolesława. Kinga poprosiła jednak ojca o inny dar. "Daj im to, czego nie mają" powiedziała. Zgodził się Bela, a córka jego wybrała się do tamtejszej kopalni soli i wrzuciła pierścień zaślubinowy w szyb górniczy. Gdy przybyła już na ziemię polską i miały się odbyć oficjalne zaręczyny rzekła Kinga do Bolesława: "Jedźmy szukać pierścienia, który mi darowałeś". Nie ujechali daleko, bo zaledwie do Wieliczki, gdzie Kinga kazała drążyć wielką studnię. Trudzili się górnicy długo, aż wreszcie napotkali na białą skałę. Wydobyto ją, a Kinga nakazała rozerwać kilofami. Ze środka wypadł jej pierścień, a biała skała okazała się solą. Polska otrzymała wielkie bogactwo. Tak tę historię zapamiętał poeta Władysław Ludwik Anczyc (1832-1883). Co w niej jest prawdziwego? Prawie wszystko, oprócz oczywiście perypetii z pierścieniem.
Księżniczka węgierska Kinga (1234-1292) była dzieckiem, kiedy została przyrzeczona również nieletniemu księciu Bolesławowi, zwanemu później Wstydliwym. Polacy znali wcześniej sól, a kopalnie w Bochni i Wieliczce są jednymi z najstarszych w Europie, ale wydobycie jej na skalę przemysłowa rozwinęło się z chwilą przybycia wraz z orszakiem Kingi górników z Węgier. Za sprawą małżeństwa Kingi i Bolesława dwa państwa o odmiennej kulturze i zupełnie niezrozumiałych dla siebie językach, stały się sojusznikami na wieki. Z żadnym krajem nie łączą nas tak bliskie stosunki. Była Kinga niebywale zapobiegliwa i gospodarna. Dbała nie tylko o interesy Polski, ale i o powierzoną jej pieczy Ziemię Sądecką. Zakładała tu zamki i klasztory. Została w końcu wzorem cnotliwego życia, co oboje z mężem ślubowali. Po jego śmierci zamknęła się w klasztorze w Starym Sączu, w którym zmarła w 1292 roku. Trzeba dodać, że w żyłach Kingi płynęła krew bizantyjskich cesarzy. Jej dziadkami byli cesarz nicejski Teodor I i cesarzowa bizantyńska Anna Komnena Angelina. Została beatyfikowana już w 1690, a świętą uczynił ją Jan Paweł II w 1999 r. podczas mszy na starosądeckich błoniach.
W Beskidzie Sądeckim i Pieninach wciąż krążą dziesiątki innych legend o świętej Kindze.
Na tropach świętej Kingi
- Stary Sącz – klasztor klarysek. To ten klasztor założyła święta Kinga i tu jest pochowana. Ziemia sądecka przez lata była własnością Kingi, która stworzyła tu jeden z najzasobniejszych regionów Małopolski. W starosądeckim klasztorze przechowywane są nieeksponowane pamiątki po świętej: rękopiśmienny psałterz, krzyż sporządzony z małżeńskich, książęcych diademów ze złota, pereł i kamieni szlachetnych, medalion z krucyfiksem i portretem kobiety, pieczęć klasztorną z kryształu górskiego, jaspisową łyżeczkę ze srebrną rękojeścią oraz… pierścień zaręczynowy z postaciami narzeczonych. Czy to właśnie ten pierścień?
- Kopalnia soli w Bochni. Legendy mówią, że pierścień Kingi mógł się także znaleźć w Bochni. To najstarsza kopalnia soli w Polsce i jeden z najstarszych zakładów przemysłowych w Europie.
- Kraków. Kościół i klasztor franciszkanów. Tu pochowany jest mąż Kingi książę Bolesław Wstydliwy oraz błogosławiona Salomea, siostra Bolesława, która na dworze węgierskim wychowywała Kingę.
- Beskid Sądecki i Pieniny. To ziemia pełna legend o dobrej księżniczce Kindze.
- Zamek Wronin w Czorsztynie. Jego fundatorką miała być księżna Kinga i na nim, według Jana Długosza mieli się wraz z Bolesławem schronić podczas mongolskiego najazdu.
Pan Twardowski, czyli o tym, że Polacy pierwsi byli na księżycu
Szlachcic to był wielkiej fantazji, majątku małego, postury przedniej. Żył w XVI wieku, kiedy to pojawił się w Krakowie zakładając pracownię alchemiczną i poszukując kamienia filozoficznego, który przemieniał będzie metal w złoto. Mówią, że ożenił się tu pechowo, co będzie miało jednak swoje pomyślne skutki w przyszłości. Wielka była żądza bogactwa w Twardowskim, jeszcze większe pragnienie sławy i nieumiarkowanie w zachciankach dnia codziennego. Więc zamiast pracowicie prowadzić eksperymenty, a Akademia Krakowska zasłynęła wtedy pracowniami podobnych mu alchemików, popróbował układów z diabłem. Pakt został zawarty. Twardowski oddał duszę, a diabeł miał mu pomagać ziścić jego pragnienia. Zasłynął mistrz Twardowski swoimi umiejętnościami, wkradł się w łaski samego króla Zygmunta Augusta, a po śmierci ukochanej Barbary Radziwiłłówny, aby ukoić ból władcy, wywołał jej ducha. W końcu diabeł uznał, że Twardowski dość zażył już sławy i zażądał jego duszy. Wymykał się szlachcic z jego sideł, a i diabeł był bezradny, bo cyrograf mówił, że Twardowski dla wypełnienia paktu przybyć musi do Rzymu. Szlachcicowi się tam nie spieszyło. Jednak zupełnie nieświadomie zatrzymał się kiedyś w karczmie nie bacząc na szyld nad drzwiami. Karczma ta Rzym się nazywała. Tu go zdybał. Historię tę opisał później Adam Mickiewicz. Więc mistrz Twardowski uratował się raz jeszcze dzięki fortelowi, ofiarując diabłu w zamian za roczny pobyt w piekle, rok życia ze swoją żoną. Diabeł czmychnął. Duch musiał być wielki w Twardowskim. Diabeł nie okiełznał już polskiego szlachcica, a wszystko co mógł, to wyprawić go na Księżyc, gdzie nie może urągać diabelskim siłom i mieszka do dziś.
Czy Twardowski istniał naprawdę? Wbrew pobieżnej opinii nie jest to tylko kalka niemieckiej legendy o doktorze Fauście. Jan Twardowski chodził po świecie. W Krakowie miał prowadzić alchemiczną pracownię i miał też wywoływać ducha Barbary Radziwiłłówny. Także słynny doktor Faust był w Krakowie, może nawet tu nauczył się swoich alchemicznych sztuk. Trzeba jednak wprowadzić ważne zastrzeżenie. Większość ówczesnych eksperymentów naukowych opinia powszechna uznawała za pogranicze czarów, a z kolei poszukiwanie kamienia filozoficznego było w XVI i XVII wieku częścią badań naukowych. Zajmował się tym między innymi słynny Michał Sędziwój (1566-1636), jeden z największych uczonych swoich czasów, odkrywca tlenu. Być może niektóre dokonania tego ostatniego stały się częścią legendy Twardowskiego.
Na tropach mistrza Twardowskiego
- Kraków. Collegium Maius. Najstarsza część Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tu prawdopodobnie mieściły się pracownie naukowe, w których praktykować mogli Faust, Jan Twardowski i Michał Sędziwój. Teraz jest tu Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Kraków. Kamienica Pod św. Janem Kapistranem (róg Rynku Głównego 26 i ul. Wiślnej 2). Miał tu mieszkać Jan Twardowski.
- Kraków. Skałki Twardowskiego i Jaskinia Twardowskiego. Zespół wapiennych skał w dzielnicy Dębniki. W Jaskini Twardowskiego mającej około 500 metrów długości, mistrz z Krakowa miał mieć swoją pracownię. Skałki Twardowskiego przylegają do jednego z najpiękniejszych rejonów rekreacyjnych miasta – Zakrzówka. To stare kamieniołomy, które po zakończeniu eksploatacji wypełniły się wodą.
- Kraków. Pracownia Twardowskiego na Krzemionkach Podgórskich. To zespół wzgórz na południe od Wawelu, jedno z najwcześniejszych miejsc krakowskiego osadnictwa. Pracownia Twardowskiego miała znajdować się na miejscu dzisiejszego kościoła świętego Józefa przy Rynku Podgórskim.
- Kraków. Kamienica na rogu Rynku Głównego i ulicy Sławkowskiej. Tu we wrześniu 1790 roku mieszkał jeden z największych niemieckich poetów Johann Wolfgang Goethe. W Krakowie poszukiwał śladów Fausta. Odwiedził też kopalnię soli w Wieliczce. Na kamienicy znajduje się tablica pamiątkowa.
- Sucha Beskidzka. Karczma Rzym (Rynek 1). Jedna z najpiękniejszych drewnianych karczm. Tu właśnie Twardowski miał się spotkać z diabłem. Karczma znajduje się na Małopolskim Szlaku Smakoszy.
- Pieskowa Skała. Maczuga Herkulesa. 25-metrowy, wapienny ostaniec, od początku XX wieku jeden z symboli polskiej turystyki. Podczas potyczki Twardowskiego z diabłem w karczmie Rzym, czarnoksiężnik miał się wyłgać postawieniem temu ostatniemu trzech zadań. Jedno dotyczyło przeniesienia olbrzymiej skały i postawienia jej na wąskim końcu. To właśnie ta skała!
Rycerze śpiący w Tatrach, czyli o tym, jak bardzo kochamy góry
Gdy tylko świat stanie się naprawdę zły, a Polskę spotka prawdziwe niebezpieczeństwo, z głębi Tatr powstanie wojsko, które uratuje naszą ojczyznę. Rycerze z dawnych wieków śpią we wnętrzach gór i czekają na znak. Czy już czas? Jeszcze nie pora. Skąd o tym wiemy? Z licznych podań, zapisów i literackich trawestacji, z których najpiękniejszą zapisał poeta Jan Kasprowicz.
„Przewędrowałem w życiu wiele świata, góry widziałem niebotyczne, pokryte nietającymi nigdy lodami, widywałem rzeki tak szerokie, że trzeba niemal godziny, aby łodzią przepłynąć z jednego brzegu na drugi, siadywałem po dolinach tak cudnych, że ziemia wydawała mi się rajem, patrzyłem na tęcze, które z fali, rozbitej na drobne pyły, ogromne tworzą wodospady, a przecież tęsknota nie ma nigdzie takiego wytchnienia, jak w naszych Tatrach” – zaczął poeta, któremu historię tę opowiedział sędziwy góral. Spotkali się na mostku w Dolinie Kościeliskiej, gdzie Kasprowicz zapatrzony był w skałę przypominającą rycerza.
„Przypatrujecie się, panie, tej postaci, a pewno nie wiecie, co oznacza. Wykuli ją tu na pamiątkę, że w tych skaliskach, w wielkiej, by kościół, pieczarze, uśpione leży wojsko. Podobnoć polskie, a przywędrowało to od Krakowa, czy gdzieś od Poznania i Gniezna. Przewodził mu król znamienity, przesławny; od naszych dziadów i pradziadów mamy wieści, że nazywał się Chrobry. Za naszej pamięci nikt tego wojska tu nie ujrzał, bośmy jeszcze niegodni, lecz przed wiekami był tu we wsi Kościeliskach, czy też Zakopanem, mały chłopaczek, który na lato wyganiał stado ojcowskie do tej doliny na pastwisko” – opowiadał siwy i długowłosy góral. I to ów pastuszek zapędziwszy się w pustą dolinę i stanąwszy przed dziwną skałą, krzyknął na cały głos. Rozstąpiła się skała, wyszedł z niej olbrzymi rycerz w zbroi.
„Kto ośmiela się budzić nas ze snu wiekowego? Czy nadszedł już czas? Ale chłopiec, oniemiały z przerażenia, odpowiedzi żadnej dać nie mógł, bo też i pytania jego jeszcze nie rozumiał. Rycerz zaś spostrzegłszy jego przestrach, powiada: Nie lękaj się, nic złego ci nie uczynię, bom nie zbójnik, tylko wojownik, który krew przelewał za Ojczyznę, a potym razem z towarzyszami przyszedł w te skały na sen wiekowy, aby się zbudzić do życia, gdy ludzie staną, się tak dobrzy, jak ty, — bo widzę, że jesteś dobry, — gdy nabiorą takiej wiary i mądrości, że już nie będą mogli znieść jarzma, co ich gniecie. A gdy do tego dojdzie, wówczas zjawi się taki drugi chłopaczek, jak ty, wybrany z tysiąca, albo i z miliona, bo musi być najgodniejszy, zapuka do bramy złocistej i wielkim zawoła głosem: — Wstańcie, rycerze, ze snu wiekowego, wstańcie i spłyńcie w doliny, pomiędzy ludzi, którzy stali się już dobrzy i mądrzy i wielką mają wiarę, a pod panowaniem złego żadnym sposobem żyć już nie chcą dłużej! Wstańcie, rycerze skrzydlaci, podobni do aniołów z nieba!”
I tak to jest z tymi rycerzami. Czekają. Większość ludzi uważa jednak, że miejscem, gdzie śpią rycerze jest Giewont. Nie ma jednak wątpliwości, że Tatry po Krakowie są miejscem najbardziej związanym z duszą Polaków.
Na tropach uśpionych rycerzy
- Tatry. Giewont. Szczyt nad Zakopanem mający 1894 metry nad poziomem morza. Symbol Zakopanego i najbardziej znany szczyt tatrzański. Na jego wierzchołku stoi 15-metrowy krzyż. Miejsce to jest bardzo niebezpieczne podczas burz. Kilkakrotnie dochodziło tu do zbiorowych porażeń. Z daleka równoleżnikowy kształt Giewontu przypomina leżącą postać rycerza.
- Tatry. Dolina Kościeliska. Jedna z najpiękniejszych tatrzańskich dolin, z fantastycznymi formami skalnymi, słynnym Wąwozem Kraków, halami i jaskiniami. Była odwiedzana od początku istnienia tatrzańskiej turystyki, a więc jeszcze na początku wieku XIX. Już w XV wieku znajdowały się tu kopalnie kruszców i zakłady je przerabiające. Jedno z ulubionych miejsc malarskich plenerów artystów XIX i początku XX wieku. Co ciekawe, znajduje się tu także jaskinia zwana Smoczą Jamą.
- Zakopane. Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie. Kasprowicz (1860-1926) żył tu w latach 20 XX wieku i tu umarł. Przy willi znajduje się jego mauzoleum.
Dunajec poczęty przez Bolesława Chrobrego
Było kiedyś na Podhalu wielkie jezioro. Obmywało Pieniny, a góralom chciało zabrać każdy skrawek ziemi wydartej górom przez pokolenia trudu i znoju. Zawzięło się jezioro szczególnie na Dobka, ubogiego górala, który z trudem z niewielkiego poletka nie mógł utrzymać rodziny. Nie rozpaczał jednak, choć widok głodnych dzieci nie dawał mu spokoju. Spotkał kiedyś Dobek na drodze orszak rycerski, a z nim potężnego pana. Mówili inni, że był to sam król Bolesław Chrobry. Spytał Dobka, jak się tu żyje. Potwierdził góral swój i innych zły los. – Czy nie potraficie Pienin przekopać? – spytał władca. Wzięli się dumni górale do pracy. Nie miesiąc i nie rok pracowali. Nic! Woda stała nadal i jeszcze bardziej, jakby z zemsty zalewała im pola. Znów wybrał się tu Bolesław i zobaczył, że trud góralski na nic. Wyruszył więc sam, mieczem swoim uderzył w przełęcz jedną. Rozerwały się Pieniny, a rzeka, którą nazwano Dunajcem ruszyła ku morzu. Od tego czasu, tylko od czasu do czasu niepokoi Podhalan przy wielkiej powodzi. Dunajec zawsze budził wyobraźnię. Jedna z legend mówi, że sam Jezus, gdy Pieniny były pustoszone przez Tatarów na prośbę świętej Kingi, wprawił w ruch wodę i zatopił wroga.
- Dunajec. Jedna z najpiękniejszych polskich rzek, wypływająca z Tatr, przedzierająca się przez Kotlinę Nowotarską, tworzy sztuczne Jezioro Czorsztyńskie, a potem przełom w Pieninach – jedną z największych polskich atrakcji turystycznych. Przepływa między innymi przez Nowy Targ, Krościenko, Stary Sącz, Nowy Sącz, Tropie, Rożnów, Czchów, Zakliczyn, Wojnicz, Tarnów, Żabno wpadając do Wisły w Ujściu Jezuickim.
A wiecie, że Morskie Oko jest połączone z morzem?
Pisał o tym uczony ksiądz Benedykt Chmielowski w sarmackiej encyklopedii Nowe Ateny (1745 – 46): „KARPAT Góra, a raczey długo się ciągnących gór kontinuacya, nazwana od słowa Carpo, że tam zbierano y zbieraiąrozne profity Obywatele y minerały; albo od Miasta Carpis starożytnych Bastarnow. Niemcy ią zowią Górą śniegową, Węgrzy Tarczal, Polacy Tatrami, iż ku kraiom Tatarskim nadała się; nazywają się y Beskidami. Widać z nich na mil 20, a czasem 30, gdy wypogodzona aerya. Kamień ztamtąd zrzucony, niżeli się ztoczy na doł, wiele innych ruszy z sobą w kompanii. Sniegi tu po całym leżą lecie, sensimczarnieią, w iakieśobracaią się robactwo; Dzikich koz na nich mnostwo, nie nogami chodzących, ale na rogach się od gałęzi y skał zawieszaiących. Rodzi się w nich Krzyształ, Dyamenty, Magnes, różne Metalla, według Szentywaniego. Na samym wierzchołku gór iest źrzodło, a raczey Iezioro oculus maris nazwane, gdźie sztuki statkow Morskich często wypływaią, znać, że z morzem ma kommunikacyą”.
Odkryj Małopolskę z dziećmi!