Wycieczka #1
W sobotę udało się na moją propozycję “lajtowej wycieczki doliną Dunajca po nowych odcinkach VeloDunajec z kawą w Szczawnicy lub Krościenku i powrotem nieoczywistą stroną do Kluszkowiec” zgromadzić kilkanaście osób. Patrząc na ilość atrakcji, jakie działy się w miasteczku festiwalowym, to i tak byłem pod wrażenie frekwencji. Plan zrealizowaliśmy w 100% wyjeżdżając z Czorsztyna na Majerz i przełęcz Osice, skąd w cieniu lasów Pienińskiego Parku Narodowego zjechaliśmy do zapory w Sromowcach Wyżnych. Rzuciłem co prawda propozycję zwiedzenie zamku i zapory w Niedzicy, ale większość chciała już wskoczyliśmy na nowe odcinku VeloDunajec. Jak się okazało po szybkiej ankiecie słownej, większość z wycieczkowiczów nigdy tędy nie jechała. Ucieszyłem się z dwóch powodów - że pokażę komuś coś nowego oraz że puszczę ich przodem i będę miał świeżych testerów klarowności oznakowania (tylko raz było zawahanie) :-)
Tempo mieliśmy na tyle dobre (nie dość, że ekipa była mocna, to jeszcze jechaliśmy z biegiem rzeki), że pod Czerwonym Klasztorem nie było nawet sensu robić dłuższego popasu. Natomiast tutaj małej podgrupie, która jechała z nami na węższych kołach zarekomendowałem chwilowe rozdzielenie się i szosowy objazd przez Wielki Lipnik i Leśnicę do polskiej granicy. Słowacki fragment Przełomu Dunajca jest po prostu miejscami mocno szuterkowy i preferowane są tu ciut grubsze opony niż szosowe. Jak się okazało, ten “szosowy” objazd przez malowniczą przełęcz z widokami na Tatry i Pieniny zajął chłopakom dokładnie tyle samo, co nam przejazd Drogi Pienińskiej z licznymi zatrzymaniami na fotki. Spotkaliśmy się dokładnie na granicy polsko-słowackiej, gdzie przywitała nas też niedawno położona na tym odcinku czerwono-szara kostka brukowa. Wygląda to kiepsko, nie licuje z miejscem i mimo, że jedzie się po tym na razie dobrze (bo świeżo położona i niefazowana), ale wyrokuję, że za rok, dwa będzie się to znowu nadawać do wymiany. Nie wiem, skąd to zamiłowanie gminy Szczawnica do kostki brukowej…
W Szczawnicy nad brzegami Dunajca obowiązkowa przerwa na szybką kawkę i lody (taki był w końcu cel) i kierujemy się na Krościenko lawirując trochę na remontowanej ścieżce pieszo-rowerowej między tymi miasteczkami, po której wytyczona jest też i VeloDunajec. Prace mają się całe szczęście zakończyć już w te wakacje. Szybki wyjazd z Krościenka, gdzie równie szybko uciekamy z ruchliwej drogi i kierujemy się na równoległe, o wiele bardziej spokojne asfalty i szuterki biegnące przez Grywałd i Krośnicę, które prowadzą nas centralnie Pod Kolibę w Kluszkowcach, gdzie akurat rozlokowana została meta maratonu Cyklokarpaty. Uzupełniamy więc elektrolity, kibicując i dzieląc się wrażeniami z wycieczki. A mi przychodzi do głowy plan, żeby zmodyfikować plan wycieczki na kolejny dzień.
(ślad wycieczki sobotniej http://bit.ly/2LM9JeH)
Wycieczka #2.
Na ten dzień zaplanowana była wycieczka na lody do Nowego Targu po gotowych już odcinkach VeloDunajec oraz Szlaku Rowerowym Wokół Tatr. Sęk w tym, że w pierwszy dzień festwialu (piątek) wybrałem się na samotny rekonesans wzdłuż całej budowanej trasie wokół jeziora Czorsztyńskiego i wprost nie mogłem się powstrzymać, żeby nie podzielić się moim wrażeniami z większym gronem. Jak się okazało na miejscu zbiórki niedzielnej wycieczki, nie musiałem zbyt długo przekonywać grupy do zmiany planów. Więcej o tej trasie przeczytacie tutaj, natomiast nasza wycieczka była prosta - objechać jezioro dookoła. Z Czorsztyna przez hale i gruntowe drogi dotarliśmy na przystań gondolek pod zamkiem w Niedzicy. Takim też środkiem transportu (śmiało weszło 4 rowery i jeszcze były oprócz nas dodatkowe osoby na pokładzie) przepłynęliśmy pod zamek w Niedzicy, gdzie wskoczyliśmy na świeżutkie, jeszcze ciepłe, pierwsze warstwy asfaltu VeloDunajec aż do Falszyna.
Krótki fotostop na słynnym, czerwonym fragmencie z widokiem na jeziorko i dalej zjazd do Frydmana już po zwykłej drodze, omijając w ten sposób odcinek, który jest jeszcze w intensywnej “produkcji”. Z powrotem na VeloDunajec wjechaliśmy na początku zapory bocznej we Frydmanie. Mknąc w widokami na jezioro, Gorce i Tatry za nami, sonduję również nastroje w grupie, ale widząc że towarzysząca mi ekipa pozostaje pod ciągłym wrażeniem i gotowa jest na dalsze wyzwania, postanawiam pokazać im też choć część budowanej trasy na północnych brzegach jeziora. Zwiedzamy jeszcze szybko kościółek w Dębnie i zaraz po przekroczeniu mostu łapie nas skromny deszczyk. Zacinał dość gęsto, ale nie przysłonił nijak skali tej rowerowej inwestycji jaka “odprawia się” nam na brzegach tego jeziora. Na zwykłe drogi ściągam chłopaków dopiero w Maniowach i już opłotkami wracamy do Kluszkowiec, zwiedzając jeszcze przy okazji nowy pumptrack jaki powstał w centrum tej miejscowości.
Mimo że niewiele z tej trasy pokryło się z pierwotnym zamysłem na tą wycieczkę, to wszyscy uczestnicy przyznali mi rację, że było warto dać się porwać i przejechać po tym, co buduje się na brzegach jeziora Czorsztyńskiego, bo będzie to prawdziwa rowerowa petarda.
Zapis naszego przejazdu: http://bit.ly/2Ox86RN